Lotnisko w Białymstoku? Nadal w lesie

Lotnisko w Białymstoku? Nadal w lesie

Milion od prezydenta Białegostoku. Milion od marszałka województwa. To budżet roboczego zespołu, którego powstanie zadeklarowali liderzy samorządów miasta i regionu. Ma on stworzyć podwaliny pod spółkę celową Port Lotniczy. Deklaracja padła w listopadzie. Mamy marzec.

W zasadzie to już nic nie dziwi, jeśli chodzi o tempo działań pod hasłem „port lotniczy w Białymstoku”, bo to temat ciągnący się już przez całe pokolenie. Rozważania przypominają spektakl operowy – Idziemy, idziemy! Biegniemy, biegniemy! – śpiewają na scenie i stoją, i stoją przebierając nogami.

Przypomnijmy zatem krótko, co wydarzyło się w ostatnich aktach.

21 listopada prezydent Tadeusz Truskolaski, Marszałek Artur Kosicki i prezes PPL Stanisław Wojtera podpisali list intencyjny zgodnie z którym zostanie powołany 9-osobowy zespół roboczy ds. lotniska Krywlany (po trzy osoby reprezentujące każdą ze stron porozumienia). Zgodnie z komunikatem wydanym po tym fakcie, zespół:

  • przygotuje analizę kosztów dostosowania lotniska do ruchu pasażerskiego,
  • opracuje harmonogram prac
  • określi sposoby finansowania projektu, w tym opcji zawiązania spółki celowej i zapewnienia jej finansowania operacyjnego i inwestycyjnego.

Strony porozumienia potwierdziły możliwość włączenia do współpracy także innych podmiotów, szczególnie zainteresowanych jednostek samorządu terytorialnego.

Jak cytuje na swojej stronie miasto, Stanisław Wojtera, prezes Polskich Portów Lotniczych zadeklarował przy tej okazji „gotowość przeprowadzenia wszelkich analiz stwierdzających, co jest potrzebne, aby samoloty mogły tu startować”.

Niestety, obserwując od lat proces powstawania lotniska w Białymstoku/w regionie mieszkańcy raczej nie mają raczej powodu, żeby radośnie przyklasnąć tym deklaracjom i zdarzeniom. Przypomnijmy bowiem, że na Krywlanach mamy już pas startowy o długości 1350 metrów, ale możliwość jego pełnego wykorzystania ogranicza Las Solnicki. A konkretnie ogranicza co najmniej 70 hektarów lasu czyli ponad 14 tysięcy drzew, które trzeba wyciąć, żeby samoloty w ruchu pasażerskim mogły się bezpiecznie wzbijać i lądować.

Brzmi boleśnie i budzi protest społeczny. Tym bardziej zrozumiały, że ciągle brak twardych danych, które mogą przekonać obrońców lasu, że jest to wysoka, ale uzasadniona cena. O wycince jest już bowiem mowa, a np. informacje o kierunkach lotów z Białegostoku, zainteresowaniu operatorów lotniczych, kosztach budowy infrastruktury, domniemanym wzroście poziomu hałasu w okolicy, losie Aeroklubu, który utraci przestrzeń powietrzną i terytorialną itp. docierają do opinii publicznej w sposób wycinkowy, chaotyczny a przez to nieprzekonujący.

Ciągle przekłada się to na wątpliwości, czy aby Krywlany są dobrym miejscem na lotnisko lokalne – a może warto wrócić do koncepcji dużego lotniska regionalnego poza miastem, obsługującego ruch pasażerski, z portem cargo, z funkcjami służącymi też obronności kraju?

Pytań jest wiele, niemniej listopadowa trójstronna deklaracja daje pewną nadzieję, że może wreszcie uda się uciec od politycznych podziałów i wzajemnych zarzutów, a do głosu dojdą argumenty merytoryczne?